sobota, 2 stycznia 2016

Dzień 7

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale zajmowałam się też dwoma innymi ff i tak jakoś wyszło ew. Jednym z nim jest druga część Udawanego Chłopaka, więc jeżeli ktoś by chciał i je czytał moge poinformować, kiedy dodam prolog tylko napisz w komentarzu:)

I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! ♥

Dzień siódmy, druga skrzynka.

Zamoczyłem ubrania i spojrzałem za siebie gdzie Louis robił prowizoryczną suszarke. W końcu mogliśmy je chociaż trochę odświeżyć mając nowe. 

- Gotowe! - krzyknął, więc je wykręciłem, a woda z nich zaczęła lecieć. Louis podszedł do mnie i mi pomógł po czym powiesiliśmy je na niej i poszliśmy coś zjeść.

- Co myślisz o nowym tym. - zaczął wymachiwać dłońmi, a ja podniosłem brew. - No to do wody.

- Ah tak. Możemy to zrobić.

- Albo dwie?

- Chce ci się kopać?

- Um, nie? Ale potrzebujemy więcej wody.

- Ta. - położyłem się na nowym liściu palmy, które wczoraj wymieniliśmy i przymknąłem oczy. Poczułem, że on robi to samo. 

- Jak myślisz, będą następne skrzynki?

- Pewnie tak. - westchnąłem.

- Może tym razem będzie to teleport do naszych domów. - zaśmiałem się.

- Może. 

Po parunastu minutach wzięliśmy po pustym orzechu i ruszyliśmy w kierunku plaży. Tam się rozdzieliliśmy na pare metrów i zaczęliśmy kopać. Po pewnej chwili zmęczony wszedłem do wody, żeby się ochłodzić i wróciłem do miejsca pracy. Spojrzałem przed siebie i ujrzałem wypinający się w moją strone tyłek Tomlinsona. Z uśmieszkiem wstałem i cichutko ruszyłem w jego strone. Kiedy byłem blisko lekko się schyliłem i mocno go w niego klepnąłem, a on z krzykiem opadł na piasek.

- Zabije cie! - usłyszałem przez mój śmiech i kiedy się podniósł uciekłem przed siebie. Oglądając się za siebie zobaczyłem, że znajduje się on nie daleko mnie więc, przyspieszyłem.

- Nie uciekniesz mi Styles! - krzyknął, a ja ze śmiechem biegłem dalej. Po chwili zdecydowałem się wbiec w Dżungle i omijając patyki czy kamienie nie zatrzymywałem się. Skryłem się za grubym drzewem i zacząłem głęboko oddychać.

Słyszałem jego kroki, zacisnąłem wargi, żeby znowu nie zacząć się śmiać i wychyliłem się lekko zza drzewa. Stał do mnie tyłem i rozglądał się w stronę przeciwną od mojego położenia.

- Harry dupku, pokaż się! - chwyciłem kij i wyskoczyłem zza niego.

- Mam broń i nie zawaham się jej użyć! - obrócił się w moją strone i parsknął śmiechem.

- Ah tak? - schylił się po swój kij i wykonał w moją stronę pare kroków.

- Tak.

- Okej. - po swojej krótkiej wypowiedzi zaczęła się nasza "walka". Zacząłem się odsuwać do tyłu jednocześnie oddając uderzenia. Moje plecy uderzyły o drzewo i nie miałem już żadnych szans. Louis przystawił patyk do mojej szyi.

- Już się poddajesz? - zapytał zdyszany z uśmiechem. Otworzyłem usta, ale zaraz je zamknąłem. - Co ty taki przerażony? Przecież cię nie zabije! - dodał ze śmiechem.

- Louis, nie ruszaj się.

- Co? - zmarszczył brwi.

- Po prostu za tobą jest tygrys i...

- Co?! - krzyknął ze strachem i spojrzał za siebie. Pare metrów od nas siedziało zwierzę. Głowę miał przekręconą na bok i wpatrywał się w nas.

- Ty niedojebie mózgowy mówiłeś, że nie ma tu zwierząt!

- Zamknij się. - syknąłem. - Chyba, że chcesz zostać jego kolacją.

- No co ty, ciebie rzuce!

Tygrys wstał i podszedł do nas, a my wpatrywaliśmy się w niego z szeroko otwartymi oczami. 

- Nie ruszaj się. - szepnąłem.

- Bo kurwa zachciało mi się tańczyć. - wywróciłem oczami. Zwierze ciągle mając na nas wzrok usiadło obok nas. Znowu przekrzywił głowę na bok, po chwili wstał i ryknął, a my z piskiem (Louis był głośniejszy ok) pobiegliśmy. Nie patrząc za siebie biegliśmy jak najszybciej, po chwili byliśmy na plaży i uciekliśmy w kierunku naszego zamieszkania, a na plaży zauważyliśmy jelenia. Zatrzymaliśmy się, on spojrzał na nas i odbiegł, a naszym oczom ukazała się następna skrzynka.

- Pierdolona szkoła przetrwania!

- Idź po klucz.

- Sam kurwa tam idź! Może tam jeszcze dinozaur bedzie, albo puma lub szympans bądź stado dzików.

- Albo nasz pingwin.

- Spierdalaj. - syknął i odszedł w jej stronę, a ja pobiegłem po kluczyk. Otworzyłem jeszcze dwa kokosy i podeszłem do Louisa.

- Trzymaj. - podałem mu orzech. Kiedy wypiliśmy całą jego zawartość otworzyłem ją.

- Co tym razem? - zapytał zza moich pleców.

- Kochany pingwin. Patrz. - pokazałem mu paczke papierosów.

- Coś jeszcze? Może zapalniczka? Błagam zapalniczka, dalej nie potrafimy rozpalić ogniska bez zapałek. - oparł się o moje plecy swoją klatką i wychylił głowę zza ramienia. - Kartka?

Podniosłem ją i odwróciłem, a naszym oczom ukazało się zdjęcie.

- Po co nam zdjęcie szałasu? - wypowiedział słowa w moją szyję, a ja zacisnąłem wargi. - Harry?

- Um, może daje nam on wskazówki jak możemy się tu bardziej zadomowić?

- Więc? Jutro je zrobimy?

- Um, tak.

- To teraz co? - wstał i otrzepał swoje kolana z piasku.

- Chodźmy dokończyć to co zaczęliśmy. - schowałem wszystko do niej i zamknąłem ją zostawiając kluczyk w zamku.

- Bez molestowania mojego tyłka.

- Hej! To nie było molestowanie, tylko niewinny klaps.

- Niech ci będzie. - wywrócił oczami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz