Dzień dziewiąty, łąka, domek i trzecia skrzynka.
- Louis. - szepnąłem. - Lou, no wstawaj.
- Zaraz. - murknął zaspanym głosem.
- Louis, musze się odlać, a nie mogę wstać, bo na mnie leżysz!
- Mhm. - bardziej wcisnął twarz w moją szyję.
- Louis, musze siku do cholery!
- To idź.
- To złaź ze mnie!
- Zaraz.
Z westchnieniem zamknąłem oczy. Stare babcie, zakonnice, stare babcie, martwe kotki.
- Cholera! Zaraz cię obsikam!
- Okej, okej. - zsunął się ze mnie i odwrócił na drugi bok. W myślach mu za to dziękowałem i jak najszybszym krokiem udałem się do jeszcze chłodnej wody.
- No dalej. - stałem w niej i patrzyłem się w dół. - No idź już sobie do jasnej cholery.
Ale on chciał zostać. Jęknąłem i z niej wyszedłem, poszłem na prawo i oparłem się o jedno z drzew. Cholerne hormony. Załatwiłem swój problem myśląc o Jeremim*, okej... Starając się o nim myśleć. Pieprzyć to, on leży spokojnie, więc zostawmy tą sytuację w spokoju i do niej nie wracajmy, okej? Dzięki.
Poszedłem się jeszcze obmyć i przyniosłem do naszego obozowiska wodę. Dodałem do ogniska trawy, zapaliłem papierosa i usiadłem czekając, aż on wstanie. Po jakimś czasie w końcu to zrobił, poszedł się odświeżyć w morzu i wrócił.
- To co dzisiaj robimy?
- Nie wiem. Dlaczego nie dał nam telewizora?
- Bo jest wredny. Może zagramy w dwadzieścia pytań? W sumie, nic o sobie nie wiemy. - przytaknąłem.
- Ulubiony kolor? - zapytałem nie mając innego pomysłu.
- Błękitny, twój?
- Szary, um, masz jakiegoś zwierzaka?
- Mysz i świnki morskie, a ty?
- Serio masz mysz?
- Odczep się, Donny, jest świetną myszą.
- Okej. - zaśmiałem się. - Mam kota. Uh. - usiadłem po turecku. - Nie wiem, kiedy masz urodziny?
- W Wigilię, a ty?
- Możesz wymyślić jakieś swoje pytania? Pierwszy luty. Z racji tego, że się obijasz teraz ty pytasz.
- Ulubiony serial? - zapytał po chwili.
- Pamiętniki wampi... - jego śmiech nie pozwolił mi skończyć. - Odwal się.
- Niech zgadne, następny koleś wzdychający do Damona?
- Spadaj! A twój? Moda na sukces?
- Skins.
- Nastoletni narkomanie, nieźle.
- Ej! Można z niego dużo się nauczyć.
- Jak wciągać?
- Wal się. Nie chce mi się już w to grać.
- Mi również. - przyznałem. - Tu jest tak cholernie nudno. - jęknąłem.
- Seks jest niezłym sposobem na nudy. - podniosłem brwi.
- Co?
- Nic. - wzruszył ramionami. - Tak tylko mówię.
- Oh, okej seksoholiku.
- Sam nim jesteś! - prychnąłem.
Reszte dnia leżeliśmy i się nudziliśmy, poszliśmy popływać, przynieśliśmy nawet pare kamieni i zabezpieczyliśmy nimi nasz szałas. Zebraliśmy pare kokosów i bananów, a kiedy pomysły nam się skończyły znowu skończyliśmy leżąc i się nudząc.
- Co możemy zrobić z tymi belkami co są na plaży? - zapytał.
- Nie mam pojęcia. - usiadłem i uderzyłem orzechem o kamień, podałem mu go i od razu otworzyłem swój. - Umrzemy tu z nudów, przysięgam.
- A może pójdziemy poszukać tego tygrysa? Albo jelenia czy wilka?
- Oszalałeś?
- Nie. - z uśmiechem wstał. - Ubierz dresy i bluzę, nie wiadomo czy nie będziemy musieli się wspinać po drzewach.
- Oszalałeś. - tym razem stwierdziłem.
- Nie chcesz to nie, ja nie mam zamiaru siedzieć i nic nie robić. Hej, to może być niezła zabawa!
- Psychol. - wziąłem jakiś patyk i zacząłem strugać jedną końcówkę.
- Po co ci broń? - zapiął bluze.
- Jakby jakieś się na nas rzuciło? W sumie, ej, jak to możliwe, że na wyspie znajduje się wilk i jeleń?
- Twoja głowa ma niezłą wyobraźnię.
- Ej! Nie chciałem ich tu! - ruszyłem za nim ubrany. Poszliśmy w kierunku gdzie wcześniej nie byliśmy. Po drodze nie spotkaliśmy żadnego zwierzaka, jedynym co było słychać były nasze kroki i od czasu do czasu krótkie rozmowy.
- Dalej nudy. - westchnąłem.
- Oj, cicho. Licz swoje kroki czy coś, ja mam tu niezłą zabawę!
- Jak jakiś goryl wyskoczy ci przed twarz również będę ją miał. - zgromił mnie wzrokiem i dalej szedł rozglądając się dookoła.
- O patrz! - zwróciłem jego uwagę na mnie chcąc go wkurzyć.
- Co?
- Palma, o a tu jest trawa! A jaka zielona, spójrz na prawo! Kolejna palma, o a tu są banany. Chcesz banana? - podbiegłem do drzewa, ale nie dosięgałem. Skoczyłem i chwyciłem końcówkę jednego, a następnie pociągnąłem w dół tak, że mogłem zebrać ze dwa.
- Smacznego. - podałem mu jeden. - Nie uwierzysz! Patyk, o patyk, i jeszcze jeden patyk, a tam mech!
- Niedorozwój. - skomentował.
- Serio, Louis. Wracajmy, nic tu nie ma.
- Chcesz to wracaj, ja nie mam takiego zamiaru.
Zrezygnowany szedłem dalej. Wyszliśmy z lasu i trafiliśmy na łąkę.
- Coś się w końcu dzieje, może jest tu jakiś strumień? Cholernie chce mi się pić. - narzekałem.
- Chodź za mną.
Ponownie weszliśmy do niego, ale w innym kierunku. Po dziesięciu minutach usłyszeliśmy szum. Z nadzieją ruszyliśmy w stronę dźwięku, na nasze szczęście znajdowała się tu rzeka. Nie czekając na nic pobiegliśmy do niej i usiedliśmy.
- Czekaj. - odezwałem się kiedy Louis chciał się napić.
- Co znowu?
- Nie trzeba jej jakoś nie wiem, oczyścić?
- Raczej tutaj nie umrzemy. No nie patrz się tak na mnie! Najwyżej się pomęczymy pare dni z bólem brzucha i ty... O kurwa.
- Co? - odwróciłem się za siebie. Zobaczyłem parę pustych butelek. Rozejrzałem się dookoła, kiedy nikogo nie zauważyłem poszedłem do nich. - Dwie są pełne.
Spojrzeliśmy na siebie i od razu chwyciliśmy jedną, a następnie zaczęliśmy zachłannie pić. Louis wziął jedną z nich w dłoń.
- Chyba ten ktoś się nie obrazi. Idziemy dalej? Może kogoś spotkamy?
- Jesteś jakimś samobójcą czy coś? - odwróciłem się w stronę polany. Usłyszałem za sobą "kretyn", ale nie odpowiedziałem. Po kilku minutach ponownie się na niej znajdowaliśmy. - Nic tu nie ma Louis, zaraz zrobi się ciemno, wracajmy. - odwróciłem się w jego stronę.
- Widzisz ten dziwny głaz? Co robi on na środku polany? Harry! Musimy to sprawdzić.
- Nie możemy kiedy indziej? Serio, bolą mnie już nogi i chce mi się spać w dodat... - przerwałem słysząc głośny śmiech. Zbliżyliśmy się do siebie. - Co to było? - szepnąłem.
- Chodź. - chwycił mnie za rękę.
- Oszalałeś?!
- Bądź cicho i chodź, skryjemy się za nim. - pokazał na wielki kamień. Więc, ruszyliśmy w jego kierunku. Skryliśmy się za nim i wystawiliśmy nasze głowy, żeby coś zobaczyć. Naszym oczom ukazał się domek i dwie postacie. Jedna stała do nas tyłem i coś robiła druga wyszła z domku, ale nie mogliśmy dokładnie zobaczyć jej twarzy. Zobaczyliśmy, jak idzie za domek, a z lasu wyskoczył wilk i pobiegł za nim.
- Cholera, cholera, cholera.
- Uważaj! - krzyknął Louis i zaczął iść w ich stronę. - Ej, tam jest wilk! - krzyczał przestraszony. Jeden z chłopaków od razu uciekł za niego.
- Nie idź tam! - podbiegłem do szatyna.
W tym momencie zza niego wyskoczył tygrys wraz z wilkiem. Powolnym krokiem zbliżali się do nas, nie zastanawiając się od razu zaczęliśmy uciekać. Biegliśmy ile sił w nogach, a za sobą ciągle było słychać ich warczenie. Jak tylko wrócimy przywale temu jebanemu dupkowi! Przysięgam.
- W tą! - krzyknął i zmienił kierunek biegu. Po kilku minutach zdyszeni opadliśmy na ziemię. Spojrzałem na wystraszonego Louisa i z otwartej dłoni uderzyłem go w policzek.
- Za co to było?! - syknął oburzony.
- Za twoje debilne pomysły ty kretynie! - tym razem to on przywalił mi. - Co do chuja?!
- Za twoje pojebane marzenie! - i się zaczęło, przygwoździłem go do ziemi i docisnąłem jego ramiona do ziemi.
- Nie denerwuj mnie! - krzyknąłem kiedy zaczął się wyrywać. - Właśnie ściągają nas jakieś pojebane zwierzaki z twojej jebanej winy! Można powiedzieć, że byliśmy świadkami śmierci tych osób, przez ciebie, więc ci się do chuja należy! A teraz wstań otrzep dupe i zapierdalaj bo te pojebańce mogą nas zabić kretynie! - docisnąłem go mocniej i wstałem ruszając od razu i nie patrząc za siebie.
Przez całą powrotną drogę nie rozmawialiśmy ze sobą. Śmieszne, że przez ten ponad w sumie tydzień zdążyliśmy zakolegować się, nauczyć się żyć w swoim towarzystwie, a to wszystko zjebało się w ciągu kilku chwil. Po długim czasie wyszedłem na plaże, słońce znikało za horyzontem. Nie wiedziałem, w którą stronę iść. Nie mieliśmy jedzenia, picia, tylko pustą butelkę, którą mam nadzieje ten debil wziął, zero zapałek, ogniska czy nawet papierosów. W tych strojach nawet nie przeżyjemy nocy, które są tu tak bardzo zimne. Chciałem się obrócić i uderzyć go ponownie, ale wiedziałem, że to i tak nic nie da, tylko znowu nasz kontakt runie bardziej.
Nie zaprzeczam, można go polubić, nie jest, aż tak bardzo irytujący, jest nawet czasem miły i zabawny. Podkreślmy słowo czasem. Szliśmy w ciszy kolejne dwadzieścia minut, później kolejne dziesięć, robiło się coraz zimniej, a ja traciłem nadzieje. Idąc patrzyłem się na swoje buty pełne piasku i kopałem go wkurzony.
- To tu. - usłyszałem jego głos za sobą.
- Zamknij się. - syknąłem i spojrzałem przed siebie. Tak, to tu. Belki dalej leżały nieruszone, a przy brzegu leżała kolejna skrzynia. Z prychnięciem ruszyłem w stronę ciemnego lasu olewając ją totalnie. Louis chyba był tego samego zdania co ja, bo wciąż słyszałem jego kroki za sobą.
Kiedy w końcu udało nam się dotrzeć do naszego obozu rozpalił on nasze ognisko, a ja pozbyłem się piachu z butów. Przelałem wodę do buteki, którą na szczęście wziął i usiadłem przy nim, a on rozgrzewał moje ciało. Oczywiście chodzi mi o ognisko zboczeńce. Tomlinson od razu udał się do szałasu, a ja kiedy już stwierdziłem, że zasnął zrobiłem to samo.
* brat filmowej Eleny z serialu TVD
Wow, najdłuższy rozdział w tym ff :D
Miał on się pojawić dwa dni temu, ale kiedy miałam dokończyć go wieczorem, cóż miałam pewne prywatne problemy, mniejsza. Wczoraj tak samo go miałam dokończyć, ale nie mogłam znaleźć słowa, które dzisiaj się pojawiło! A mianowicie "przygowździł" xD.
Aha i jeszcze coś!!!
Jutro prolog drugiej części Udawanego Chłopaka! Bd się nazywać "Chce Cię odzyskać Harry" ok 15 go wstawie:)! Na moim koncie na wattpad, mój nick to ManiaLS.
Tt- Mania_L_S
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz