sobota, 7 listopada 2015

Dzień 1 część 2

Harry

- Nic tu nie ma! - siedzieliśmy na piasku już dobre dwadzieścia minut.

- Musiałeś marzyć o bezludnej wyspie? Nie mogłeś pomarzyć o wyspie z samymi gorącymi facetami?

- Jeszcze czego. - prychnąłem - Nie wysłałbym cię na gejowską wyspę, za dobrze by ci było. - wytarłem pot z czoła i spojrzałem na niego, a on wybuchł śmiechem - Z czego się tak śmiejesz.

- Bo t-to już jest. - znowu śmiech.

- Co jest? - podniosłem brew.

- Gejowska wyspa! - strzeliłem facepalma i zacząłem się śmiać.

- Jesteś niemożliwe głupi.

- Pf, i kto to mówi? Chciałbym ci tylko przypomnieć, że to nie przeze mnie tutaj jesteśmy.

- Możesz się już zamknąć? Jesteś wkurzający.

- A może... - kontynuował.

- Tomlinson zamknij się! - zakryłem twarz dłońmi, błagając wszystkich znanych mi Bogów, żeby nas stąd zabrali, albo przynajmniej mnie.

- A może tak naprawdę. - spojrzałem na niego - Chciałeś być tu ze mną, ale się do tego nie przyznałeś?

- Słońce ci zaszkodziło kretynie.

- Przyznaj Styles! Chciałbyś pieprzyć mój słodki i piękny tyłeczek!

- Uh nie, nie zrobiłbym tego mojemu wielkiemu kutasowi.

- Tak sobie wmawiaj. - powiedział z chichotem - To co wracamy? Może tam gdzie się obudziliśmy coś jest.

- Serio?! Szliśmy tu z dobrą godzinę, a ty chcesz wracać?!

- Skoro. - wstał i się otrzepał z pisaku - To coś nas tu zabrało, to też to coś powinno nam tu coś zostawić. Wiesz Styles, ja myślę!

- Szkoda, że nie pomyślisz nad tym, żeby się zamknąć. - również wstałem.

- Uroczy jak zawsze. - powiedział z sarkazmem. Ruszyliśmy w stronę wcześniejszego miejsca, włożyłem dłonie do kieszeni i...

- Jest! - krzyknąłem, a on, aż podskoczył.

- I to mi odbiło od słońca?

- Boże, myślałem, że już ich nigdy nie zobacze. - wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów. Sety!*

- Oh? Jak to możliwe?

- Nie wiem, tak samo nie wiem jak to możliwe, że mam na sobie dresy, bluze i bluzkę, skoro śpie nago 

- Nie prowokuj mnie Styles. - poruszył znacząco brwiami

- Przez to słońce stajesz się strasznie napalony, co dla mnie nie jest fajne. Chcesz?

- A masz ognia?

- Cholera. - zacząłem przeszukiwać kieszenie. - To tu? - rozejrzałem się.

- Tak, przy tych belkach się obudziłem. - ruszyłem w ich stronę i na nich usiadłem.

- Po co mi kawałek nici i złamany widelec? Po chuj mi te gówna! - Louis usiadł przede mną ze skrzyżowanymi nogami.

- Ja mam słuchawki, telefon, zapałki jakiś kluczyk. Zapałki!

- Daj mi je. - wyrwałem mu je z dłoni - Pełne dzięki Bogu. - powiedziałem po sprawdzeniu zawartości pudełka. Wyjąłem jedną, odpaliłem papierosa i rzuciłem ją na ziemię.

- Ty debilu! Po co ją zgasiłeś!

- To sobie odpal nową. - wzruszyłem ramionami i mocno się zaciągnąłem.

- Nie będę ich marnował. Nie wiemy ile czasu tu jeszcze spędzimy.

- Mam nadzieję, że nie dużo, bo mam cię już dość.

- Oh, zamknij się.

- Marzę o tym żebyś to ty się zamknął odkąd tu jesteśmy.

- Daj mi dupy.**

- Tomlinson, wiem, że tego chcesz, ale ja nie.

- Ja pierdole! Daj mi odpalić tego papierosa po prostu! - przybliżyłem się do niego, końcówka jego papierosa podpaliła się od mojego, w którym znajdował się żar.

- Jak tu jest cholernie gorąco. - powiedziałem po chwili uwaga! Milczenia.

- W nocy będziesz się modlił o dzień.

- Wątpie w to. W nocy będziesz spał i będę miał w końcu spokój.

- Też cię bardzo lubię. - Louis wstał i ruszył w stronę Dżungli, po chwili wrócił z paroma patykami i papierosem między ustami.

- Co ty robisz?

- Chce przygotować rzeczy na ognisko? Zaraz się ściemni i nie będziemy niczego widzieli. - Chodź widziałem fajne miejsce.

- Możemy zostać przecież tu. - zgasiłem go o piasek.

- Tak i umrzemy z zimna. Czy ty w ogóle uważasz na jakiejkolwiek lekcjach?

- Facet od anglika jest całkiem gorący.

- Kretyn.

~•~•~•~

- Jezusie! Dlaczego nie dali nam zapalniczki! Szybciej by mi się to udało! - narzekał. Stworzyliśmy już ognisko i przynieśliśmy parę liści z palm, które swobodnie leżały na ziemi. Teraz zostało nam rozpalenie ogniska. - Jak tak dalej pójdzie to zmarnuje wszystkie zapałki! - rzucił na piasek już trzecią.

- Ja to zrobię. - zabrałem od niego pudełko i suchą trawę. Odpaliłem jedną zapałke i przyłożyłem ja do niej od dołu. Zaczęła się palić, więc szybko włożyłem ją do środka ogniska i dołożyłem trochę drewna z innymi roślinami. Podmuchałem, żeby rozpaliło się ono mocniej i się wyprostowałem. - Widzisz? Tak to się robi.

- Ekspert się znalazł. - prychnął - Przynajmniej się do czegoś nadajesz. - przyjął ode mnie papierosa. Odpaliłem go od drewna, kiedy on skończył tą czynność włożyłem je tam ponownie.

- Ściemniło się. - mruknąłem i zapiąłem bluze.

- Ależ ty spostrzegawczy. 

- W końcu po tej nocy będę samotny. - westchnąłem z uśmiechem.

- Co? Jak to samotny?

- Normalnie. - naciągnąłem kaptur na moje loki i położyłem się na moim posłaniu. 

- Czekaj, czekaj. - odwrócił się w moją stronę - Co masz zamiar zrobić?

- Hm, na pewno nie chce spędzać z tobą czasu, to po pierwsze. Za dużo mówisz i ogólnie sama twoja osoba mnie wkurwia, nawet jak na ciebie tylko spojrze.

- Oh! Coś jednak nas łączy. Jak będziesz chciał tutaj przeżyć? To ja mam tu zapałki.

- Coś wymyśle. - przeniósłem swój wzrok na gwiazdy.

- Jestem głodny. - ukradkiem na niego spojrzałem. Naciągnał rękawy na swoje dłonie i otoczył swoimi rękoma uda, które były przyciśnięte do jego klatki.

- Skąd my mamy wziąść tutaj jedzenie do chuja! - zamknąłem oczy i skrzyżowałem ręce na klatce. 

- Wyobraź sobie. - przemówił z przerażeniem - Całe życie na bananach i kokosach. - głos mu zadrżał.

- Ej, ej, Tomlinson! - usiadłem obok niego - Tylko mi tu nie rycz, wydostaniemy się stąd jakoś, okey? - położyłem dłoń na jego ramieniu.

- Jak do cholery? - wstał - Nie mamy wody, jedzenia, jeszcze trochę, a skończą nam się zapałki! Nie ma tu nikogo oprócz nas! Jest w chuj zimno i nie mamy gdzie spać! - kopnął drzewo, a później zajęczał z bólu i opadł na ziemię. - Jebana roślina!

- Uda się nam. Pamiętaj to tylko głupie marzenie, nie zostaniemy tutaj na wieczność. - potarłem kciukiem swoją dłoń, próbując uwierzyć w swoje słowa.

- Co się uda?! - odrzuciłem głowę w tył i mocno wciągnąłem powietrze - Nic się kurwa nie uda! Nie jesteśmy tu nawet doby, a ja mam już tej jebanej wyspy dość! Po chole... - jego wypowiedź przerwało wycie wilka.
Podskoczyliśmy i spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem.

- Harry? - na czworaka przeniósł się szybko do mnie - Czy miały być tu jakieś drapieżniki?

- N-nie.

- To s-skąd?

- Nie wiem. Mamy ognisko, a on jest daleko. Spróbujmy zasnąć.

- Tak, jasne.

Więcej nie odezwaliśmy się. Louis spał po jednej stronie ogniska, a ja po drugiej. Znajdziemy pożywienie i picie, a później żyjemy na własną odpowiedzialność. 

Na tt dla Was informuje o ff - Mania_L_S
:)

* są to papierosy, które są dłuższe i jest ich więcej w paczce jakby ktoś nie wiedział:)

** kolejny zwrot który urzywamy ze znajomymi xD. Po prostu żarem z papierosa odpala się drugiego:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz