Przez te dwa tygodnie nie było rozdziału bo miałam praktyki. Wstawałam o 5 i o 18 dopiero byłam w domu więc wybaczcie. Plus kompletnie nie mam pomysłu na ten rozdział, więc jest strasznie do dupy i długo mi się go strasznie pisało:(
Dzień trzeci, rozdzielenie się, twórca wody.
Harry
Odłożyłem brązowy orzech i widelec na liść palmy, wstałem i odszedłem na prawo od naszego obozu. Miałem nadzieje, że znajdę jakieś przyzwoite miejsce do spania i życia. Po pięciu minutach drogi znalazłem. Nawet spory obszar. Spokojnie mógłbym stworzyć tu mały szałas, w którym bym spał i ognisko. Z uśmiechem zacząłem zbierać wszystkie kamyki i patyki i odłożyłem je na bok.
Poszedłem po pare liści i suchą trawę. Wróciłem tam i rozłożyłem zieloną roślinę w miejsce gdzie będę spał, a później zacząłem tworzyć ognisko zabezpieczając je kamykami.
Kiedy skończyłem nie wiedziałem co dalej mam zrobić, ta wyspa była strasznie nudna. Wróciłem do Louisa, który jadł banana, żeby oświadczyć mu moją wyprowadzkę. Siedział i wpatrywał się w jeden punkt.
- Są tu jakieś drapieżniki. - oświadczył - Słyszałem wczoraj jakieś zwierze. - przeniósł swoje spojrzenie na mnie - Co cię tak cieszy?
- Spokój. - szeroko się uśmiechnąłem, a on podniósł brew - Potrzebuje tylko jednej zapałki, poraczysz mnie nią?
- O co ci chodzi Styles?
- Chce odpalić ognisko.
- Przecież. - spojrzał na nie - Pali się.
- Chyba mnie nie rozumiesz.
- Chyba nie.
- Chce rozpalić moje nowe ognisko.
- Oh? - wstał - Masz nowe miejsce mam rozumieć?
- Yep, swoje własne piekło. - prychnął i odpalił papierosa od kawałka drewna.
- Nie dam ci zapałki, mamy ich już mało, weź sobie drewno z ogniska i pilnuj żeby nie zgasło, a ja idę popływać. - uśmiechnął się wrednie i odszedł po drodze wypuszczając dym na moją twarz.
- A żeby piranie cię pożarły!
- Zapamiętam to sobie!
Przeklnąłem pod nosem i dodałem do niego trochę trawy, kiedy rozpaliło się bardziej wziąłem patyk, który ledwo się palił i powoli udałem się do siebie. Na szczęście udało mi się nim rozpalić moje, podmuchałem w nie i usiadłem obok. Nie na długo, bo po chwili wstałem i ruszyłem na piasek. Louis siedział na piasku i wpatrywał się w morze. Wzruszyłem ramionami, rozebrałem się i wszedłem do wody będąc od niego pare metrów dalej.
Miałem nadzieje, że szybko wrócimy. W tej chwili marzyłem o gorącej kąpieli z różnymi aromatami do tego mój ukochany płyn do kąpieli i oczywiście pieczeń mojej mamy. Cholera.
Wyszedłem z niej i pokręciłem głową szybko niczym pies, żeby woda chodź trochę opuściła moje włosy.
- Tarzan Styles! - usłyszałem śmiech drugiego - Oszczędz mi widoku i się ubierz prosze! - dodał po chwili. Chwyciłem ubrania i do niego podszedłem.
- Musze najpierw wyschnąć.
- To się zakryj chociaż liściem. - pokazał wymownie na moje przyrodzenie.
- Jasne. W sumie, przecież nie chce, żebyś się na mnie rzucił czy coś.
- Trudne by było próbowanie wypieprzyć tops'a. - odwróciłem wzrok.
- Ta.
- Idę po więcej bananów. Jak będziesz chciał to weźmiesz sobie pare.
- Chcesz mnie otruć? Miły Tomlinson to coś niespotykanego dla mnie.
- Jak już ci debilu wspominałem nie chce zbierać twoje zwłoki. Jak dopadnie nas jakieś zwierze tu, to oczywiście rzuce jemu ciebie na pożarcie. Kości gdzieś wywale. - uśmiechnął się wrednie i odszedł.
Tego dnia nic ciekawego nie robiłem. Louis chodził po Dżungli, a ja umierałem z nudów. Uzbierałem pare patyków do ogniska, nawet wspiąłem się na głupią palme po pięć kokosów. Znudzony nawet tym usiadłem na piasku i zacząłem w nim grzebać patykiem. Coraz bardziej robiłem się odwodniony, a woda z owocu nie za bardzo mi pomagała, gdzie była po prostu ohydna.
Nagle mnie oświeciło, wstałem i pobiegłem do 'miejsca zamieszkania' Louisa, ale go tam nie było.
- Tomlinson?! - zawołałem go pare razy, ale on nie odpowiedział. Odpaliłem papierosa i próbowałem przypomnieć sobie każdy przykład na stworzenie wody. Ponownie byłem na plaży i szukałem coś co pomogłoby mi w kopaniu jednak nie znalazłem nic. Kokos! Biegiem wróciłem do miejsca szatyna i chwyciłem w dłoń dwa kokosy, które były wyczyszczone. Blisko wody. Zdjąłem koszulkę i nałożyłem ją na głowę, żeby nie dostać udaru. Spalony papieros rzuciłem za siebie i zacząłem kopać otwór. Wiedziałem, że zajmie mi to sporo czasu, w którym mogę jeszcze bardziej się odwodnić, ale co z tego skoro możemy mieć w końcu dojście do normalnej pitnej wody? Ten sposób wyczytałem w internecie. Moje marzenie sprawiło, że zainteresowałem się tym trochę, ale oczywiście wiedziałem tylko jak wspiąć się na palme i stworzyć to co robię teraz. Nawet nie wiem czy to zadziała. Czytałem o tym miesiąc temu? Dokładnie nie pamiętałem wszystkiego. Ten dupek mógłby mi pomóc, ale lepiej gnić w tym lesie. Wykopałem mały otwór, ale to chyba nie tak miało wyglądać.
- Tworzysz zamek dzieciaku? - usłyszałem głos za sobą.
- Tworze dołek na twoje już niedługo martwe ciało. - odpyskowałem.
- Czyli jednak psychopata. - do dołku wleciała skórka od banana. Zacisnąłem oczy i policzyłem do dziesięciu. To jednak jak zwykle nie pomogło.
- Mógłbyś w końcu zrobić coś pożytecznego? - warknąłem i wyjąłem żółty owoc zaczynając kopać dalej.
- Coś takiego jak ty? Bawienie się piaskiem nie jest na mój wiek.
- Pierdolony emeryta.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie jestem pierdolony. - z uśmieszkiem usiadł na przeciwko mnie.
- Zamknij się. - syknąłem.
- A co masz na to jakieś sposoby? - zaśmiał się bezczelnie - Harry, przez ciebie musze tu siedzieć, nie myśl, że będę miły.
- Okey! Fajnie! - wyprostowałem się - Idź po jakieś liście!
- Oh, posłanie mi też zrobisz? Jaki milutki. - wstał i otrzepał swoje dresy.
- Próbuje stworzyć nam jakieś dojście do wody. Jakiś kurwa masz jeszcze problem?
- T...
- Nie? To świetnie. - przerwałem mu - Liście palmy i kamyki mrówko.
- Spierdalaj! Nie jestem mrówką! - szturchnął mnie w ramie.
- Komar? W sumie zamiast krwi wysysasz sperme z kutasów. To chyba bez różnicy, nie?
Wyglądał jakby miał się zaraz na mnie rzucić, ale chyba w ostateczności odpuścił i odszedł. Kopałem następną godzinę, a po nim ślad zaginął. Otarłem pot z czoła, a spocone i całe w piasku dłonie zanurzyłem w wodzie. Potrzebując napoju i czegoś do zjedzenia poszedłem do jednego z dwóch naszych miejsc. Jego tam nie było, otworzyłem orzech i wypiłem z niego wodę, a następnie zajdłem dwa banany. Wróciłem do miejsca pracy, przy którym siedział Louis. Zacząłem kopać dalej, siedzieliśmy w ciszy. Dokopałem się do wody, ale czy miałem właśnie to tak zrobić?
- Nie popsułeś tego? - zapytał.
- Nie. - cóż nie byłem tego pewien. Może to zrobiłem, może nie, ale nie chciałem wyjść przed nim na nieudacznika.
Rozkopałem jeszcze po bokach, a tam również się ona pojawiła.
- Jak to działa?
- Podaj mi. - wskazałem na orzech, zrobił to co mu kazałem. Włożyłem go do dziury, którą później przykryłem liściami, które przyniósł, a dookoła niej położyłem kamienie, które miały przytrzymać liście.
- Powinno być gotowe.
- Skąd wiesz jak to się robi?
- Powiedzmy, że trochę o tym poczytałem. - wszedłem do chłodnej wody z nadzieją, że to co zrobiłem wypali.
Tt - Mania_L_S
Daje fback, tt dla Was
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz